Strona jest obsługiwana przez - Kasyno online

XWNZX

XWNZX

Shame. – Promised Land

Myślę, że spore grono osób śledzących poczynania na rodzimej scenie zetknęło się już z tymi zawstydzonymi panami. Skład, powiązany personalnie z The Lowest i Sailor’s Grave, nieźle się rozkręca. W przeciągu ponad dwóch lat jest to ich już drugie wydawnictwo. Tym razem warszawiacy postanowili wypuścić króciutką epkę, co z pewnością u niejednego słuchacza będzie się wiązać z poczuciem niedosytu. Z drugiej strony możemy narobić sobie smaku na coś większego, tak więc do dzieła chłopaki! Muzyka Shame. od samego początku oscylowała gdzieś pomiędzy melodyjnym modern hardcore’em a cięższym emo. Od poprzedniej płyty niewiele się w tej materii zmieniło. I dobrze! Mimo że obie płyty były nagrywane w tym samym studio, „Promised Land” brzmi lepiej, mocniej, wyraźniej. Wielkim atutem zespołu jest ich wokalista, którego krzyk jest charakterystyczny i wyróżniający się. Momentami, kiedy uderza w wyższe tony, przypomina mi głosem Tima z Rise Against. I co bardzo ważne, angielszczyzna nie razi, a akcent nie zalatuje Europą Wschodnią, jak to nieraz bywa w przypadku polskich kapel. Wszystko gra niemalże po amerykańsku, ale bez pozerki. Kawałki uginają się od zajebistych patentów (ten riff na początku „Sinners In The Hands of Angry God”!), nośnych refrenów i zgrabnych przejść ze zmianami tempa. Sprawnie budowany jest nastrój, przechodząc z wybuchów emocji do melancholijnego wyciszenia. Niby nic nowego i odkrywczego, ale jakże to sugestywne! Niesamowitą robotę robi chociażby rozedrgana gitara pod koniec ostatniego utworu – „Discouraged” – jeszcze bardziej potęgująca kłębiące się emocje przy słowach „I get lost”. Dużo tu wczutych zwolnień, jednak nie odbija się to aż tak mocno na ogólnej dynamice epki, która prze do przodu tak, jak powinna. Trzeba nadrobić zaległości i wpaść na koncert Shame., bo na żywo to musi rozpierdalać.
~Mn (#4, lato 2017)
Obsługiwane przez usługę Blogger .