Strona jest obsługiwana przez - Kasyno online

XWNZX

XWNZX

Stockholm Straight Edge

Wszyscy uczą się wszystkiego

Trochę o scenie zza morza… Początkowo chciałam zrobić wywiad, ale zapomniałam zabrać na spotkanie sprzęt i tak wyszła z tego długa i wyczerpująca rozmowa. Zatem sama przedstawię dziewczyny, z którymi miałam okazję rozmawiać – Jenny, związana ze sceną hc/punk/metal od jakichś 25 lat, działająca w Stockholm Straight Edge od początku i bankowo znająca większość osób w tych klimatach w Szwecji, opiekująca się adoptowanymi królikami i piekąca mega dobre ciastka, oraz Hannah, która przyłączyła się do SSE głównie z potrzeby miejsca, gdzie „nareszcie nie trzeba pić alkoholu”, a można spotykać się ze świetnymi ludźmi i coś robić. W grupie jest jeszcze około 8-10 aktywnych osób, każda ma swoje mocne strony, które wykorzystuje. Jenny i Hannah zajmują się przygotowywaniem jedzenia i ogarnianiem gigów na miejscu (i rozwiązywaniem ewentualnych spin z zespołami). Podział, którego ja właściwie nie lubię, ale dobrze to przytoczyć, na chłopaki/dziewczyny jest bliski 50/50. Dla każdego tu jest miejsce i każdy może robić to, w czym czuje się najpewniej. Nikt nie narzuca z góry, czym dana osoba musi się zajmować, dziewczyny (i jeszcze jeden kolega) akurat uwielbiają gotować.
Organizowanie gigów to jak dla mnie jeden z fajniejszych aspektów aktywnego działania w scenie hc/punk. Dziewczyny podzielają tę opinię, Hannah niedawno zaczęła grać na basie w zespole z kilkoma osobami z SSE. Zresztą wewnątrz grupy działa naprawdę mnóstwo kapel, również z osobami spoza. Sofia, która z Hannah i Danielem tworzy ten nowy projekt, niedawno z zespołem Time to Heal wypuściła demo. Wspomniany Daniel gra w No Omega, Morning Sun wraz z innymi z SSE – Sevą i Carlem (a ten ostatni jeszcze w Panhandler, a podobno Seva gdzieś jeszcze). Czasem odnoszę wrażenie, że tam każdy z każdym ma osobny zespół (co jest super!, muzycznie nie ma mowy o nudzie, obczajcie, każda kapela gra co innego). I, przede wszystkim, super jest to, że dziewczyny nie pełnią tylko funkcji „pomagaczy”, ale aktywnie biorą udział w życiu grupy, nieważne, czy chodzi o negocjacje, gigi czy robienie muzyki, i nikt w nie nie wątpi i nie sprawdza. Nawet sama reguła wewnątrz grupy, „żeby zrobić gig, muszą chcieć go zabookować 3 osoby” daje już duże możliwości decyzyjne. Znając z początku tylko jednego członka SSE, już byłam i tak pewna, że atmosfera panująca wśród nich musi być bardzo przyjazna. I to też się potwierdziło. Seksistowskie, transfobiczne, rasistowskie czy homofobiczne teksty po prostu nie przejdą. Niektórzy powiedzą, że to przesada, że PC do porzygania, że baliby się cokolwiek powiedzieć. Mnie to zachwyciło. W Warszawie nie doświadczyłam takiego podejścia do wyżej wymienionych problemów i wkurza mnie wieczne żartowanie na ten temat, „bo przecież to tylko żarty”. Pociągnęłam w trakcie naszej rozmowy ten wątek i faktycznie, pilnują tego bardzo mocno. Wszyscy. Raz trafił się koleś, który miał zapędy do szefowania i umniejszania znaczenia pracy dziewczyn. Szybko został odprawiony. W Stockholm Straight Edge nie ma miejsca na dyskryminację na żadnej płaszczyźnie, także wiekowej, każdy może robić wszystko i nie musi się o to dopraszać – to oczywistość. Jasne, każdy ma raczej swoją wypracowaną działkę, którą się zajmuje – ktoś od kontaktu z agentami, ktoś od dźwięku, ktoś od grafiki i ulotek, ktoś od pieczenia świetnych ciastek! Ale idea jest jasna – wszystko dla wszystkich. Jakiś czas temu wystartowali z pomysłem robienia czegoś w rodzaju warsztatów z obszarów, w których dane osoby niekoniecznie na co dzień siedzą. Z jednej strony, zwłaszcza z naciskiem na nowe osoby, aby każdy mógł spróbować wszystkiego i wybrać, czym najchętniej chciałby się zajmować, z drugiej, czysto praktycznej, by z powodu braku jednej czy kilku osób (co się zdarza z powodu tras) nic nie runęło i każdy umiał zająć się okablowaniem czy nagłośnieniem. W praktyce oczywiście nie jest to łatwe, ale próbują. Mega piątka za inicjatywę. Dziewczyny także postanowiły zrobić serię swoich wydarzeń (właśnie, nie muszę chyba zaznaczać, że chodzi też o osoby trans, w całym tekście domyślnie oczywiście o nich również mowa). Zaczęły od koncertu głównie dziewczyńskich zespołów, a w planach są kolejne wydarzenia – nie tylko koncerty, aczkolwiek na razie jest to w fazie przygotowań, więc zbyt wielu szczegółów nie poznałam. Wszystko pod szyldem Stockholm Straight Edge, bo dlaczego nie? Dziewczyny robią gigantyczną robotę, są widoczne i współrządzą.

Na początku, w 2010 r., nie było tych dziewczyn tak wiele, jednak dość szybko zaczęły dołączać, pewnie dlatego, że w końcu było miejsce, gdzie mogły wreszcie aktywnie uczestniczyć w kształtowaniu społeczności, której były częścią. A SSE zawsze wita nowych członków z otwartymi ramionami. Większość pojawia się raz, drugi i nie wraca, ale tak jest chyba przy każdej tego typu inicjatywie. Czasem też ktoś odchodzi, ale rotacja jest na tyle wyrównana, że na ich miejsce akurat wpada ktoś nowy. Są pewne osoby, które stale działają w grupie (np. Jenny), ale te świeższe są tak samo aktywne i mają takie same możliwości.
A jeśli chodzi o samo Stockholm Straight Edge, krótka historia jest taka, że grupa osób pod inną nazwą robiła koncerty, te z serii wtop, i po pewnym czasie już po prostu nie mogli więcej. Kilka osób jednak nadal chciało w tym działać, chciało robić koncerty w przestrzeni wolnej od alkoholu i używek (co właściwie nie było niczym dziwnym, biorąc pod uwagę historię straight edge w Szwecji), więc padł pomysł powiązania sił z IOGT-NTO (coś w rodzaju organizacji ku krzepieniu trzeźwości, mniej więcej). Tak więc ideą za stworzeniem tej grupy była możliwość organizowania koncertów nie zawsze wychodzących ‘na plus’, wspierania zespołów ze sceny, a jednocześnie stworzenie miejsca po prostu wolnego od pijaństwa, wykreowanie przestrzeni dla wszystkich, którzy gdzieś tam są wkurzeni, sfrustrowani, identyfikują się ze sceną punkową, ale niekoniecznie chcą korzystać z „uroków” alkoholu. Dziś mają w bliskiej perspektywie ogarnięcie własnej miejscówki na wszystkie koncerty. Jenny opowiedziała mi nieco o ich historii. Od razu działały jasne reguły – na koncertach nie ma alkoholu, nie ma palenia. Wchodzi każdy, w każdym wieku, póki nie jest pod wpływem alkoholu, no i nie trzyma w ręku burgera wołowego. To ostatnie to dość istotna sprawa. Wydaje mi się, że weganizm ogólnie jest tam dużo bardziej powszechny niż wegetarianizm (pewnie tak nie jest, ale generalizując środowisko hc/punk, które znam, tak właśnie jest). Więc na każdym koncercie, zamiast piw i innych, jest (zazwyczaj) szeroki wybór wegańskich ciast (te Jenny są mistrzowskie, kuchnią zajmują się też inne osoby, w tym Hannah) i przynajmniej kilkanaście rodzajów napojów (tutaj z kolei ogromną wiedzą wykazuje się wspomniany wcześniej Daniel). W miejscach, gdzie odbywają się koncerty, nie sprzedaje się alkoholu, zespoły z wyprzedzeniem są informowane o zasadach (i, o dziwo, w ciągu całej działalności SSE może raz lub dwa zdarzyły się wyskoki) i oczywiście osoby nawet lekko nietrzeźwe nie są wpuszczane. Przy mnie przed klubem kilkukrotnie osoby palące zostały poproszone o zgaszenie papierosa, co bez narzekania zrobiły i przeprosiły. Wielkie propsy za podejście osób uczestniczących w tych wydarzeniach, chociaż na początku bywały wąty i zostało to rzecz jasna wypracowane przez lata działalności. Zdarzały się kwiatki typu: zespół nocujący u jednego z członków przyniósł napoje lub pił na backstage’u, a na koncerty próbowali się wbić pijani ludzie. Fajnie jest obserwować, w świetle tego, czego dowiedziałam się o historii działania SSE, jak większość osób przyzwyczaiła się do tego i już nie muszą interweniować praktycznie wcale. Nie marudzą, nie narzekają, nie spijają się przed wejściem. Takich inicjatyw chyba generalnie brakuje, tak więc do roboty!
Marta
(#3,wiosna '16)

www.facebook.com/stockholmstraightedge
Obsługiwane przez usługę Blogger .